Rodząc się, jesteśmy często uwielbiani tylko za to, że pojawiliśmy się na tym świecie, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Pozwala nam się robić co chcemy, bawić i rozwijać w naszym tempie, naśladując ludzi wokół uczymy się chodzić i mówić. Bawiąc się w rodzica, lekarza, strażaka czy policjanta, autentycznie kimś jesteśmy w naszym świecie, herbatka w plastikowych zabawkach jest dla nas prawdziwa, a prowadzenie małego samolotu czy samochodu przeżywamy naszą fantazją, całym sobą. Jako dzieci, w podobny sposób badając jak badaliśmy naukę chodzenia, łączymy obrazy tego co widzimy z tym co lubimy i co możemy, czyli łączymy naśladownictwo z własnymi zdolnościami. Żyjąc w teraźniejszości, reagując od razu odpowiednimi emocjami przeżywamy zdarzenia w chwili ich trwania, wszystkimi zmysłami uczymy się w łatwy sposób tego, co chcemy.
Tę sielankę naszych sukcesów w szkole życia przerywa rozpoczęcie nauki w szkole przedkładającej swój prestiż nad wartość mądrości dziecka. Nagle okazuje się, że możemy interesować się światem i nauką tyko tą, na którą nam ktoś pozwoli; nie tylko kierunek naszych zainteresowań i nasze naturalne zdolności zostają zignorowane, ale także wzgardzone są nasze emocje, jesteśmy karani za przejawianie wszelkich uczuć i emocji, które są niezgodne z procedurami szkolnymi. Zaczyna się pozbywanie nas wszelkich reakcji ciała i naszego ja, a także niszczenie naszej fascynacji życiem.
Nasze dziecięce emocje, znające dobrobyt dotychczasowej radości z nauki, buntują się, ale bojąc się bycia odrzuconym przez rodziców i chcąc zasłużyć na akceptację otoczenia i na miłość od rodziców za swoje istnienie, z czasem dostosowujemy się i zaczynamy posłusznie i grzecznie spełniać oczekiwania środowiska. W taki sposób uczymy się życia dla zadowolenia rodziców i nauczycieli oraz dla realizacji szkolnej podstawy programowej, ale nie dla siebie.
Bezwzględne nakazy odgórne i przyuczanie nas do bezproduktywnego siedzenia w ławkach lub słuchanie czyichś poleceń, a także naśladowania czyichś poglądów na świat (które jak wiadomo co chwila się zmieniają), niezależnie od tego, czy nam to się podoba, czy nie, możemy przyrównać do wyzywania nas, do ciągłego mobbingu i psychicznego gwałtu na nas, który tak tępimy u innych jako dorośli, ale sami czynimy naszym dzieciom.
Ucząc się żyć obrazem pożądania stanowisk, poczuciem tego, że tylko przez wyniesienie nas na piedestał będziemy kimś ważnym i mądrym, że tylko przez zdobycie konkretnego dokumentu będziemy szanowani i lubiani, uczymy się żyć przyszłością. Do tej pory mając ochotę na naukę, uczyliśmy się w zachwycie, łatwo chłonęliśmy wiedzę, a teraz coraz częściej mówi się nam, że nic nie umiemy i jesteśmy nikim, bo dopiero wyniesienie na piedestał może nam dać poczucie bycia kimś. Narzucony system zmusza nas do poświęcania się dla rodziców i przyjęcia na siebie obowiązków wobec rodziny. Po kilkunastu latach takiego życia poświęcenie i obowiązek stają się nawykiem, z podobnymi emocjami wchodzimy w relacje damsko-męskie: traktujemy je jak obowiązek i poświęcenie. Miłość do partnera staje się zadaniami do spełnienia, zamiast emocją i uczuciem okazywanymi poprzez wdzięczność, zabawę i naturalną radość.
Podobnie jest z wyuczonym wyczekiwaniem otrzymania papierka i wyniesienia na piedestał, tyle że teraz doświadczenia szkolno-zawodowe zaczynamy przekładać na nasze wyobrażenia o związku małżeńskim: w nawyku oceniania czynimy to nadal, ciągle porównując partnera do obcych osób – na przykład amantów z filmu czy reklamy i taki stwarzamy sobie obraz relacji damsko-męskiej.
Oddanie naszej wolnej woli w szpony szkolnych procedur powoduje w nas ślepe posłuszeństwo i bezwolność. Szkoła się kończy, ale nawyk do słuchania czyichś poleceń zostaje: naszymi następnymi nauczycielami stają się aptekarze, biznesmeni, księża, lekarze, politycy, prawnicy, urzędnicy, czy wszelkie media i reklamy, które decydują za nas o naszym codziennym życiu, co mamy kupić i co myśleć o świecie; i tak samo w drugą stronę, tym samym schematem będziemy się posługiwać, narzucając innym metody handlu, leczenia, nauczania, opcje polityczne czy religijne. Wyuczeni w systemie przemocy ciągłego oceniania, gdzie stopnie są ważniejsze od miłości do nauki, będziemy we wszelkich ludzkich relacjach na przemian grali role kata i ofiary.
Im bardziej oddalamy się od siebie i naszych naturalnych zdolności, które w dzieciństwie i w późniejszych latach przez traumy wyparliśmy ze świadomości, im bardziej nadal pielęgnujemy w sobie chęć przypodobania się rodzicom, tym bardziej izolujemy się od innych i zasłaniamy nałogami naszą drogę powrotu do siebie. Tym samym rozdzielamy w sobie doznania seksualne na doznania cielesne lub duchowe, czyli na czynność fizjologiczną lub na ekstazę duchową, a każda z nich przecież osobno dotyka tylko części prawdy tajemnic świata.
Najtrudniej – jak w przypadku wszelkich nałogów – jest zauważyć swój problem, aby uczynić następny krok: rozpocząć swoją drogę powrotu do niewinności, czyli do ponownego połączenia w sobie emocji, umysłu, ciała, duszy, świadomości, podświadomości i wszystkiego co tylko traumy mogły w nas rozdzielić.